– Firmy mają dostęp do naszych wybitnych specjalistów, unikalnych laboratoriów i dostępnych tam technik badawczych. My zyskujemy młodych badaczy, którzy mogą przenieść inną kulturę pracy na uniwersytet, a swoją wiedzę przekazać naszym studentom – mówi prof. Lucyna Woźniak.
Jak wygląda kształcenie w szkole doktorskiej na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi?
Prof. Lucyna Woźniak, prorektor ds. rozwoju nauki i współpracy międzynarodowej: – W lutym 2019 roku powołaliśmy Międzynarodową Szkołę Doktorską. Dzięki temu otworzyliśmy się jeszcze bardziej na kształcenie i prowadzenie zajęć w języku angielskim. Wszystko po to, żeby naszym doktorantom móc zaoferować wymianę międzynarodową, uczestnictwo w innych szkołach doktorskich czy zagranicznych kursach. Stawiamy na wzbogacanie oferty edukacyjnej o współpracę z innymi uczelniami i instytucjami, np. w ramach projektu Europejskich Węzłów Wiedzy i Innowacji (KIC EIT) we wspólnocie EITHEALTH z kilkunastoma uniwersytetami z całej Europy uczestniczymy w budowaniu oferty zajęć w ramach szkoły doktorskiej EIT Health Ageing PhD School, w której biorą udział również nasi doktoranci. Dodatkowym wsparciem i poszerzeniem oferty szkoły jest realizacja programu InterEmpowereD, finansowanego przez Narodową Agencję Współpracy Akademickiej. Dzięki niemu doktoranci będą mieć zagranicznych kopromotorów i część pracy będą mogli realizować w placówkach zagranicznych. Możliwe będzie również ubieganie się o wspólne lub podwójne dyplomy UMED-u i uczelni partnerskiej. Wśród tych uczelni partnerskich jest m.in. Uniwersytet Yale czy Uniwersytet w Bolonii.
Poza tym budujemy kształcenie na zasadzie modułowej. W związku z tym oferujemy cały szereg zajęć, których część jest obligatoryjna, a część stanowi ofertę fakultatywną. Zajęcia mają charakter interdyscyplinarny i powiązane są z szeroko rozumianym obszarem nauk medycznych i farmaceutycznych. Doktoranci mają też w ofercie kursy, które pozwalają im efektywnie i sprawnie przygotować się do prowadzenia badań. To m.in. metodologia prowadzenia badań, zasady bioetyki, zasady etyczne związane z prowadzeniem badań na ludziach czy zwierzętach. Słuchacze szkoły doktorskiej mają także w programie elementy wiedzy dotyczącej zarządzania projektami badawczymi po to, by zdobyli umiejętności przygotowania aplikacji projektu badawczego. Zapoznajemy więc doktorantów z elementami klasycznie znajdującymi się w szkołach doktorskich, ale staramy się także wzbogacić ich warsztat o najnowsze techniki dające dostęp do zupełnie nowych obszarów badań.
Organizując Międzynarodową Szkołę Doktorską, wprowadziliśmy również wymóg, aby promotorzy, którzy podejmują się opieki nad doktorantami, mieli zewnętrzne finansowanie projektów badawczych. Chodziło nam o to, żeby te zadania, które realizują doktoranci z promotorami, rzeczywiście miały na celu rozwiązanie wyzwań badawczych i były odpowiednio finansowane. Żeby doktorant mógł wykonać pracę eksperymentalną i odpowiedzieć na postawioną hipotezę.
Ponadto założyliśmy, że nasi doktoranci dostaną podstawowy pakiet wiedzy o innowacyjności. To umożliwia nam aktywność w ramach EITHEALTH, programy edukacyjne i innowacyjno-wdrożeniowe, które prowadzi uczelnia w ramach tego konsorcjum. Zależy nam na tym, żeby ci młodzi naukowcy nauczyli się patrzeć na projekt badawczy pod względem innowacyjności rozwiązań, możliwości ich komercjalizacji i upowszechnienia na drodze współpracy z przemysłem.
Od kiedy działa szkoła doktorska i ile trwa?
– Szkoła została powołana tak jak nakazywała ustawa 2.0. Jesienią 2019 roku przeprowadziliśmy pierwszą rekrutację, czyli doktoranci są teraz po trzecim roku. Kształcenie trwa cztery lata – to także jest regulowane przez ustawę. Przez ten czas studenci mają obowiązek realizowania programu, prowadzenia badań w ramach Indywidualnego Planu Badawczego. Dostają odpowiednie przewidziane przepisami stypendia, a także dodatkowe wsparcie finansowe ze strony uczelni dla najlepszych doktorantów, co umożliwia nam uczestnictwo w Projekcie Inicjatywa Doskonałości-Uczelnia Badawcza.
Po czwartym roku powinna być przygotowana rozprawa doktorska. Wielu naszych doktorantów było jednak przez dłuższy czas zaangażowanych w walkę z Covid-19. Ze względu na pandemię większość może nie skończyć w terminie, ale jest możliwość przedłużenia nauki w szkole doktorskiej.
Jakie są zasady naboru do szkoły doktorskiej?
– Jest to pewien eksperyment, więc założyliśmy, że szkoła doktorska jest szkołą elitarną, przyjmujemy tu najlepszych na drodze konkursu. Kandydaci zdają egzamin, prezentują Indywidualny Program Badawczy, który przygotowują wspólnie z promotorem. Na pierwszy rok przyjęliśmy 32 osoby, w tym czworo cudzoziemców z Ukrainy, Libanu, Malezji i Iraku.
Na uczelni można również zrobić doktoraty wdrożeniowe. Na czym polegają?
– Jestem ich wielką zwolenniczką. To jest bardzo ciekawy obszar, który powinien być szeroko rozwijany. Doktoraty wdrożeniowe to projekty badawcze, których uczestnikami są doktoranci pracujący w przemyśle, w instytutach wdrożeniowych, firmach farmaceutycznych. Czyli jednocześnie te osoby pracują u siebie, ale uzyskują zgodę na wykonanie części badań, które należą do ich zadań zawodowych, we współpracy z uczelnią. Uniwersytet udziela wsparcia merytorycznego, ale też m.in. daje dostęp do pacjenta, do materiału biologicznego. Aplikuje również o źródła finansowania w porozumieniu z zainteresowanymi firmami. Promotor jest pracownikiem uniwersytetu, a tematy są formułowane w wyniku kontaktów ze specjalistami z uczelni. Projekt w założeniu ma być wykorzystywany w macierzystej jednostce doktoranta, czyli w jego firmie, ale te tematy bardzo często kończą się nawiązaniem dalszych współprac pomiędzy uczelnią a firmą.
Proceduralnie wygląda to tak, że firma zgłasza nam np. trzech pracowników, którzy mogliby zrobić doktorat wdrożeniowy. Ci uzgadniają tematykę z promotorem, a uczelnia przygotowuje wniosek o uzyskanie finansowania badań z Ministerstwa Edukacji i Nauki.
Ile takich doktoratów powstaje?
– Na różnych latach jest ich obecnie 12, ale liczymy na zwiększanie się tej grupy w kolejnych latach.
Jakie są korzyści dla uczelni?
– Wielorakie, to układ win-win. Obie strony mają korzyści. Firmy mają dostęp do wybitnych specjalistów, członków naszej społeczności naukowej, do know-how, unikalnych laboratoriów (BraIN, MolecoLab, Centrum Symulacji, Centrum Wsparcia Badań Klinicznych) i dostępnych tam technik badawczych oraz całej infrastruktury uczelni. My zyskujemy młodych badaczy, którzy wnoszą do nas unikalne umiejętności nabyte w miejscu pracy. Praca w laboratorium wdrożeniowym czy badawczym przedsiębiorstwa różni się bowiem od pracy badawczej w uczelni. W centrach i działach badawczych firm ważną rolę odgrywa wdrażanie i tworzenie procedur, żeby wyniki były w pełni walidowalne, żeby procedury można było optymalizować, co często nie jest pierwszym celem badań naukowych. Takie osoby z zewnątrz, które decydują się na doktorat wdrożeniowy, mogą przenieść inną kulturę pracy na uniwersytet, pokazać, że można pracować inaczej. Na uczelni mają obowiązki dydaktyczne, więc możemy wykorzystać ich unikalną wiedzę, aby przekazać ją naszym studentom.
Najczęściej też takie firmy są zainteresowane współpracą z naszymi absolwentami. Wielu naszych doktorantów dzięki tym kontaktom odbywa praktyki zawodowe, letnie praktyki w tych instytucjach. A nam zależy na tym, żeby nasz absolwent najlepiej odnalazł się na konkurencyjnym rynku pracy. Efektem doktoratu wdrożeniowego niekoniecznie musi być publikacja naukowa, może to być patent, wdrożenie, rozwiązanie technologiczne.
Od tego roku podjęliśmy również działania, które mają na celu rozszerzenie naszych kontaktów z firmami i instytutami badawczymi. Współpraca uczelni z biznesem stanowi świetny zaczyn do innowacji. Pandemia pokazała zresztą, jak blisko uczelnie medyczne muszą współpracować z przemysłem i instytutami badawczymi w rozwiązywaniu wyzwań technologicznych i zdrowotnych.